czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 4

klik

Siedziałam w ciemnym pomieszczeniu już kila dni. Nic z nie ujarzmiałam z tego, co się dzieje. Bałam się, cholernie się bałam. Nie wiedziałam co mi zrobią. Nie wiedziałam, czy przeżyję. Nic nie widziałam. Usłyszałam kroki, które zmierzały w moim kierunku. Skuliłam się bardziej i próbowałam zniknąć w ścianie. Drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich chłopaka z imprezy. Szukał mnie wzrokiem, a gdy mnie tylko dostrzegł podszedł do mnie.
- Wstawaj.- Powiedział groźnym tonem, ale ja nie posłuchałam. Schowałam głowę w kolana i zaczęłam płakać. Temu jednak cierpliwość się do mnie skoczyła i mocno złapał mnie za łokieć. Pociągnął mnie ku górze i wycedził przez zęby.- Nie stawiaj mi się. Mogę być bardzo nie przyjemny.- Zaczęliśmy się kierować na górę. Znaleźliśmy się na górze. Po raz pierwszy zaczęłam się rozglądać po domku. Nie był specjalnie urządzony, ale znajdowały się kilka mebli. Skierowaliśmy się do kuchni, a on posadził mnie na krześle. Do kuchni weszli gruby typ i jego szef. Usiadł na przeciwko mnie, a jego wyraz twarzy był nie przyjemny. Był zły. Co ja mówię. Był wkurwiony.
-  Eli musimy coś zrobić.- Powiedział do mnie.
- C-co takiego?- Za jąkałam się, a on się uśmiechnął.
- Nie podoba mi się, co Twój tata zrobił.- Nic nie mówiąc, on kontynuował.- Twój tato zabił dwóch moich ludzi. Nie podoba mi się to.
- Mój tata na pewno nie zabił by ludzi.- Odpowiedziałam mimo strachu.
- Czyżby? Gruby może powiemy jej prawdę o jej ojcu? Pewnie jest ciekawa pracy swojego tatusia?- Mówił do Grubego, a on na mnie spojrzał i się uśmiechnął.
- Szefie chyba nie jest jeszcze gotowa, na to.
- Masz rację. Jednak ktoś musi zapłacić za to, co się stało z moimi ludźmi.- Spojrzał na mnie i posłał mi uśmiech nienawiści.
- Loczek zajmij się tym.- Powiedział do niego Gruby, a on się spojrzał na niego.
- Pamiętaj Gruby mi się nie rozkazuję.- Powiedział do niego.- A jeśli jeszcze raz wydasz mi rozkaz, to i obiecuję, że skończysz kilka metrów pod ziemią.- Dodał z delikatnym uśmiechem.
- Zachowaj Swoje groźby dla mojego wroga i dla niej.- Powiedział ich szef, który na mnie patrzył. Tamci mierzyli się wzrokiem, a ja przestraszona na to wszystko patrzyłam.
- Dajcie mi spokój.- Powiedziałam przestraszona, a Ci na mnie spojrzeli. Ich szef zmierzył mnie groźnym krokiem i gdy wstał przewrócił krzesło.
- Słuchaj mnie! Twój ojciec nie miał litości! Ja też jej nie mam! Nie wyjdziesz z stąd żywa, a nawet jeśli Ci się uda, to Cię znajdę i zabije osobiście! Uwierz mi, że sprawi mi to wielką przyjemność, gdy spojrzę Ci w oczy i będę widział przerażenie i błaganie o litość! A ja jej nie będę miał!.- Na końcu uderzył ręką o drewniany stół, ja aż podskoczyłam.- Zabierz ją i niech mi więcej nie mówi co mam robić.- Powiedział w miarę spokojnie do Grubego, a następnie zwrócił się do Loczka.- A dla ciebie mam zadanie. Jednak chodź pójdziemy do mojego samochodu.- Dodał wstając. Tamci wyszli i zostałam sama z Grubym. Ten się uśmiechnął i podszedł bliżej mnie.
- Rozgniewałaś Pana Granda.- Powiedział i usiadł na stole.- Musisz za to zapłacić.- Dodał i wstał. Ten mnie podniósł i zaczęliśmy się kierować w stronę piwnicy. Jednak przy drzwiach poczułam straszliwy ból. Uderzył mnie w czymś głowę, a następnie upadła. Pochylił się nade mną i się uśmiechnął.
- Musisz zostać ukarana.- Powiedział i zaczął mnie kopać, gdzie popadnie. Skuliłam się jak mogła, ale to nic nie dawało.  Następnie podniósł mnie, targając mnie za włosy. Otworzył drzwi od piwnicy i mnie wepchnął do niej. Spadłam ze schodów i straciłam przytomność.

~*~

Obudziłam się po pewnym czasie. Wszystko mnie bolało. Próbowałam się podnieś, ale nie mogłam. Ból był niesamowity. Doczołgałam się kąta i tam się położyłam. Nie wiem ile byłam  nie przytomna, ale chyba dość długo. Po policzkach spłynęły mi łzy i prosiłam Boga, aby to się już skończyło. Otwarły się drzwi i głąb piwnicy wszedł Loczek. Podpierając się rękami usiadłam, opierając się o ścianę. Ten kucną i z kamienną miną patrzył na mnie.
- Boisz się?- Zapytał. Ręką wytarł mi krew z policzka i się uśmiechnął. Nic nie odpowiedziałam, a ten kontynuował.- Może jestem bezlitosnym mordercą, ale w tym momencie nie masz się czego bać. Jeszcze Cię nie zabije. Nie teraz, nie jutro. Jeszcze nie wiem kiedy, ale możesz być pewna, że ktoś zginie.
- Kim jest mój tata?- Zapytałam niepewnie, a ten na mnie spojrzał.
- Chcesz wiedzieć?- Odpowiedział pytaniem na pytanie. Pokiwałam, więc głową, że tak.- Twój kochany tatuś nie jest prawnikiem, a mafiozą.
- Kłamiesz.
- Po co miał bym kłamać? Mnie to jebie kim jest Twój tata. Mnie interesują tylko pieniądze. Więc im szybciej to wszystko się skończy, tym lepiej dla mnie.- Powiedział wstając. Patrząc na mnie z góry uśmiechnął mnie.- Gdybym miał jakieś uczucia było mi Ciebie żal.- Dodał i wyszedł. Zostałam sama ze swoimi myślami. Byłam już tym wszystkim zmęczona. Chciałam aby ten koszmar się skończył.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 3

*Klik*

*Oczami Eli*

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Jedynym światłem jakie to były, padało przez dziurkę od klucza. Nie wiedziałam kompletnie gdzie jestem. Pamiętałam jedynie zielone oczy i słowa, które padły z ust chłopaka: "w końcu". Nic z tego nie rozumiałam. Usłyszałam kroki mierzące w moim kierunku. Położyłam się, więc na zimnej podłodze i udawałam nie przytomną. Ten ktoś wszedł do środka i przez to do ciemnego pomieszczenia padło więcej światła.
- Obudziła się?- Usłyszałam męski głos dobiegający z innego pomieszczenia.
- Nie.- Odpowiedział ktoś z ochrypniętym głosem.
- Kiedy ona się do cholery obudzi?!- Krzyknął wchodząc, tam gdzie przebywałam.- Bierz ją na górę i ją obudź. Gówno mnie obchodzi jak Ty to zrobisz.
- Chcesz? To ją bierz, ja nie mam zamiaru ją jeszcze nosić po schodach.- Odpowiedział i zaczął się oddalać. Jednak poczułam, że ktoś bierze mnie i przekłada przez ramie. Brutalnie mnie gdzieś posadził i oblał mnie zimną wodą. Otworzyłam oczy i zobaczyłam dwie postacie. Jeden był gruby jak świnia, a nawet może i gorzej. Drugi to był Justin. Patrzył na mnie wzrokiem mordercy. Przerażona tym wszystkim nie wypowiedziałam ani jednego słowa.
- Szefie obudziłem ją.- Powiedział ten grubszy facet. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna w wieku może mojego taty.
- Witaj Eli.- Powiedział do mnie siadając na przeciwko mnie.
- Skąd znasz moje imię?- Spytałam, a ten pod nosem się zaśmiał.
- Widzisz znam Twojego tatę, ale zbytnio się nie lubimy.
- To dlatego mnie porwałeś?
- Twój tata zrobił coś bardzo złego. Musi za to zapłacić.
- Mój tata coś złego? Na pewno nie. Mój tata jest prawnikiem i wątpię w to, że tata złamał prawo.- Powiedziałam, ale on zaczął się śmiać.
- Opowiedział Ci taką bajeczkę? Powiem inaczej. Twój tata musi zapłacić za czyny, które mi wyrządził.
- O czym Pan mówi?
- Dowiesz się w swoim czasie, a teraz Loczek się Tobą zajmie abyś mi nie uciekła.
- Co takiego? Nie mówiłeś mi, że będę musiał jej jeszcze pilnować. Czy ja na czole mam napisane opiekunka?
- Zajmiesz się nią, albo nici z kasy.- Odpowiedział mu.
- Justin.- Spojrzałam na niego, a ten wzrok skierował na mnie.
- On Ci powiedział, że ma na imię Justin? Dobry jesteś Loczek.- Zaśmiał się i wstał z miejsca.
- Po pierwsze nie mam na imię Justin, kochana. Po drugie masz być grzeczna bo czasem mogę stać się agresywny. Po trzecie nie wołaj o pomoc bo tu nikt Ci nie pomoże.- Powiedział do mnie, a ja nadal nie wiedziałam o co tu chodzi.
- Dobra gruby zawieź mnie do bazy. Czas na małą zabawę.- Powiedział do grubszego faceta i wyszli z pomieszczenia. Zostałam sama z chłopakiem, którego nazywali Loczkiem.
- Puść mnie. Mój tata Ci dobrze zapłaci.- Powiedziałam po cichu.
- Zamknij się, bo Cię zabije.- Odpowiedział wyjmując broń z tyłu paska. Moje oczy nagle się powiększyły. Zrozumiałam jedno. Wcześniej, czy później mnie zabiją i nikt mi nie pomoże.


*Oczami taty Eli*

Usłyszałem dzwonek do drzwi. Poszedłem je otworzyć, a tam stała przyjaciółka córki. Zaskoczyło mnie jednak to, że jej nie ma Eli.
- Gdzie jest Eli?- Zapytałem.
- Nie ma jej w domu? Na imprezie nigdzie jej nie było. Myślałam, że wróciła do domu.
- Jak to jej nie było?!- Uniosłem delikatnie głos.
- Kolega mówił, że wyszła.
- Co?
- No tak. Tam jej nigdzie nie mogłam zaleźć.
- Amber nie ma jej w domu. Nie wróciła. Nawet do nas nie dzwoniła.
- Boże, a jak coś złego się stało?- Nie mogłem nic zrozumieć. Eli zawsze dzwoniła jak by jej się plany zmieniły i na pewno by nas powiadomiła, że nie śpi i swojej przyjaciółki.
- Amber wracaj do domu. Idę na policję.- Powiedziałem biorąc z komody kluczki do auta. Wyszedłem z domu i wsiadłem do samochodu. W połowie drogi zmieniłem auto na inne i pojechałem do bazy.
- Szefie to do Pana.- Powiedział Chudy wręczając mi szarą kopertę. Otworzyłem ją, a w środku był liścik.


" Masz bardzo ładną córkę. Szkoda by było, aby jej się coś stało. Jednak czas zapłacić za co zrobiłeś skurwielu."

Cholera jasna. Eli została porwana!
- Chudy zbierz ludzi. Przeszukaj niebo i ziemie. Macie znaleźć moją córkę. Nie obchodzi mnie jak to zrobicie. Ma wrócić do domu. Cała i zdrowa!- Ten posłusznie zaczął zbierać ludzi. Mi zostało jedynie powiedzieć żonie i synowi, że Eli zaginęła. Do oczu cisnęły się łzy. Moja jedyna córka została porwana. Zabiję tego gnoja bez względu kto to jest!

*Oczami Luck'a*

Usłyszeliśmy z mamą, że ktoś wchodzi do domu. Do salonu wszedł tata. Był jakiś smutny.
- Co się stało, Kris?- Zapytała się mama.
- Porwali nam kochanie córkę.- Odpowiedział.
- Co?- Spytałem z niedowierzania.
- Dlaczego? Dlaczego porwali naszą córkę?!
- Powiadomiłem już policję. Szukają ją. Znajdą Eli za wszelką cenę.- Powiedział z ostrym tonem.- A Ty Luck uważaj na siebie i ty też kochanie.- Dodał przytulając mamę.- Znajdą ją.
- Pójdę do siebie tato.- Powiedziałem kierując się do swojego pokoju. Byłem w nie małym szoku. Ktoś porwał moją siostrę.

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 2

Lekcja biologi ciągła się najdłużej ze wszystkich dzisiejszych lekcji.  Amber jest już myślami przy imprezie, a ja jakoś nie mam na nią ochoty. Zadzwonił w końcu dzwonek, który oznajmiał koniec lekcji i początek weekendu. Wszyscy wstali i zaczęli się pakować.
- Podjadę po Ciebie o szóstej.- Powiedziała Amber.
- Okej.- Wymusiłam uśmiech.
- Eli, proszę Cię nie wymuszaj uśmiechu. Gdzie się podziała ta dziewczyna, która lubi chodzić na imprezy?
- Została w domu w łóżku.- Zaśmiałam się, a ta po chwili do mnie dołączyła.
- To ją obudź.- Wyszliśmy z klasy i skierowaliśmy się na szkolny parking, gdzie zaparkowałam samochód. Wsiadłyśmy do samochodu i pojechaliśmy do mnie. Amber uparła się, że wybierze mi strój na zabawę. Zgodziłam się bo wiem, że bym z nią przegrała. Weszliśmy do domu i od razu skierowaliśmy się do mnie.
- Eli!- Usłyszałam z dołu.
- Poczekaj.- Zwróciłam się do przyjaciółki, a ta tylko pokiwała głową i poszła do mojego pokoju. Zeszłam na dół, a tam był Luce.
- Mama kazała przekazać, że dziś z tatą wychodzą na kolację.- Powiedział.
- Okej, a idę dziś na imprezę, więc zostajesz sam.- Powiedziałam, a on się uśmiechnął.- Ej żadnych imprez jesteś za młody.- Dodałam pokazując mu język.
- Eli daj spokój ile ty miałaś lat jak zrobiłaś imprezę?
- Na pewno nie tyle co ty teraz.- Odpowiedziałam.- Idę do siebie bo Amber siedzi sama.- Wróciłam do swojego pokoju, a przyjaciółka siedziała na łóżku wpatrzona w telefon.
- Co tam jest ciekawego?
- Na imprezie mają się pojawić osoby spoza naszej szkoły. Będzie ciekawie!- Zaśmiałam.- A i wybrałam ci ubrania. Są na krześle.- Dodała pokazując mi je palcem. Podeszłam do wskazanego miejsca i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Amber.
- Co?
- Mówiłaś, że mój tata nie ma gustu, tak?
- Bo nie ma. Ta różowa sukienka jest taka wiesz.- Machnęła ręką.- A co?
- Bo tą koszulę właśnie kupił mi tata.- Pokazałam jej, a ta zaniemówiła.
- Okej, raz na jakiś czas Twój tata trafia w dziesiątkę, ale to rzadko.- Zaśmiałam się i usiadłam koło przyjaciółki.
- A ty w co się ubierzesz?- Spytałam.
- Jeszcze nie wiem. Niech by to szlak nie mam w co się ubrać. Dobra ja lecę bo muszę coś wybrać z szafy.- Zerwała się, a następnie się ze mną pożegnała. Zostawiła mnie w pokoju, ale długo sama nie byłam bo do pokoju wszedł Luce.
- Czemu Amber wyszła z domu jak torpeda? Zawsze siedziała do wieczora i albo zostawała na noc albo do póki jej brat po nią nie przyjechał.
- Impreza młody.- Ten przewrócił tylko oczami i wyszedł z pokoju. Postanowiłam, że zacznę się szykować na imprezę.

~*~

Amber kłóciła się ze swoim bratem, oto o której ma po nas przyjechać. W ostateczności wygrał jej brat.
- Będę o trzeciej.- Uśmiechnął się do nas, a ja z tej sytuacji lekko się zaśmiałam.
- Mogłaś się wtrącić.- Zwróciła mi uwagę przyjaciółka, gdy jej brat odjechał i zostawił nas pod domem, gdzie odbywała się impreza.
- Amber wiesz, że się nie wtrącam kiedy kłócisz się z bratem, bo on i tak wygra.- Stwierdziłam, a ta tylko machnęła ręką.
- W końcu mi się uda i z nim wygram.- Powiedziała i skierowaliśmy się w stronę wejścia. Już od progu było słuchać głośną muzykę i śmiechy bawiącej się młodzieży. Przy wejściu dostaliśmy drinki, które z uśmiechem wzięliśmy.
- Tu jest więcej ludzi spoza szkoły niż ze szkoły!- Zauważyłam, a brunetka potwierdziła kiwając mi tylko głową. Moja towarzyszka została zaproszona do tańca, a ja skierowałam się do baru z alkoholem. Usiadłam na krześle i zamówiłam sobie wściekłego psa.
- Co taka piękna dziewczyna jak ty siedzi tu sama?- Zaczepił mnie jakiś chłopak. Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Burza loków i zielone oczy rzucały się w oczy.
- Nie jestem sama.- Odpowiedziałam, jednak nie wiem, czy chłopak mnie usłyszał.
- A z kim? Chłopak, dziewczyna?- Zaśmiałam się, a on do mnie się dosiadł.
- Lesbijką nie jestem, a chłopaka nie mam.- Odpowiedziałam, a ten tylko pokiwał głową.-Przyjaciółka.- Dodałam, a barman dał mi moje zamówienie. Jednym łykiem wypiłam całego drinka.
- Jak masz na imię?
- Eli.
- Justin.- Uśmiechnęłam się.
- Ty nie jesteś chyba z naszej szkoły?
- Nie, ja już skończyłem. Teraz studiuje.- Odpowiedział.
- Rozumiem.
- Masz może ochotę na drinka?- Pokiwałam głową.- Poproszę dwa specjalne drinki.- Zwrócił się do barmana.
- Pójdę tylko do toalety.- Powiedziałam wstając. Skierowałam się do toalety i poprawiłam makijaż. Po jakiś dziesięciu minutach wróciłam do chłopaka. Usiadłam na poprzednim miejscu, a ten mi podał drinka.
- Za nową znajomość.- Podniósł szklankę i zniósł toast.
- Za nową znajomość.- Powtórzyłam. Kątem oka zauważyłam, że Justin się uśmiecha.
- Pij do dna Eli.- Powiedział i zrobiłam to co powiedział.

~*~

Czułam się dziwnie. Nie wypiłam dużo, a było mi słabo. Kręciło mi się w głowie i traciłam orientację z rzeczywistością.
- Może wyjdziemy na zewnątrz?- Spytał się zielonooki, a ja tylko pokiwałam głową. Chłopak pomógł mi wyjść i po chwili byłam już na dworze. Jednak wyjście nie było dobrym pomysłem, bo zrobiło mi się momentalnie słabo. Justin złapał mnie w pasie, a ja zamknęłam oczy. Jedynie co wtedy usłyszałam do słowa chłopaka.
- W końcu.

*Oczami Harry'ego*
Wziąłem ją na ręce i zaprowadziłem do samochodu. Muszę zadzwonić do Grand'a, że dziewczyna jest już pod moją ręką. Jechałem prosto do wskazanego domku. Czas na małą zabawę w kotka i myszkę.


niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 1

*Dwa miesiące wcześniej oczami Harry'ego*

Siedziałem w ciemnym biurze, gdzie okna były zasłonięte roletą. Obok fotela przy biurku stał średniego wzrostu facet, który był siwy. Mówią na niego "gruby". W sumie pasuję do niego ta ksywa. Zaśmiałem się pod nosem, a ten na mnie krzywo spojrzał.
- Jeżeli Twój szef nie przyjdzie za minutę, to ja wychodzę.- Powiedziałem.
- To, że jesteś najlepszy w to nie wątpię, ale to on Ci zapłaci i to nie małą sumę.- Odpowiedział.- Więc chyba warto poczekać?- Już chciałem  odpowiedzieć, gdy do pomieszczenia wszedł facet po czterdziestce. Wysoki i przeciętniej budowie ciała, jego włosy były ulizane, co wyglądało komicznie.
- Ty pewnie jesteś Harry.
- Nie, kurwa mam na imię Denis.- Powiedziałem wkurzony, a jego pomocnik zaciskał pięści.
- Spokojnie Gruby.- Powiedział do niego, a następnie wrócił się do mnie.- Żartowniś z Ciebie, ale jestem ciekaw, czy jesteś tak dobry jak o Tobie mówią.
- Zależy co mówią.- Powiedziałem.
- Zły, okrutny, mściwy i zabijasz z zimną krwią.- Odpowiedział.
- Tak.- Odpowiedziałem krótko z delikatnym uśmiechem.
- Naprawdę bawi Cię zabijanie innych ludzi?- Spytał.
- Naprawdę chcesz to wiedzieć? Chyba nie po to mnie tu ściągnąłeś.- Powiedziałem.
- Masz rację.
- Więc po co?
- Kilka miesięcy temu pewien szef mafii zabił mojego syna. Chce abyś się na nim zemścił.
- Zaciekawiłeś mnie. Mów dalej.
- Bardzo się cieszę. Dla niego jest ważna rodzina i ma dwoje dzieci. Córkę i młodszego syna. Chcę abyś porwał jego córkę.
- Zabić ją za miejscu, czy co?
- Nie będziesz jej zabijał.Chce aby on cierpiał. Porwiesz ją i zamkniesz ją w drewnianym domku za miastem.
- Tylko tyle? Pomyliłeś więc adresy.- Powiedziałem wstając z swojego miejsca.
- Poczekaj to nie wszystko.
- Co jeszcze?
- Będziesz mógł robić z nią wszystko, ale jej nie zabijesz dopóki Ci nie pozwolę.- Dodał, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Tylko zapamiętaj jedno. Nie jesteś moim szefem. Działam na Swoją rękę.- Dodałem a ten pokiwał tylko głową.
- Zgoda.
- Teraz hajs.
- Przechodzisz od razu do rzeczy.- Zaśmiał się.- Połowa dzisiaj, a reszta po skończeniu roboty.- Dodał.
- Ile?
- Dwadzieścia pięć tysięcy
- Żartujesz sobie ze mnie?
- czterdzieści tysięcy dzisiaj a kolejne czterdzieści tysięcy po skończeniu roboty.
- Dobra.- Powiedział, a ten otworzył biurko i wyjął kilka kupek pieniędzy. Przeliczył je, a następnie włożył je do szarej koperty. Dał mi je oraz zdjęcie mojej kolejnej ofiary. - To jest właśnie ona.- Dodał.  Nie powiem, że była brzydka. Była zajebista.
- Jak ma na imię?
- Eli.- Odpowiedział.- Nic nie mówiąc wyszedłem z biura.

*Dwa miesiące później Oczami Eli*

Zeszłam na dół. Tata szykował się do pracy. Podobno dziś miał dużą sprawę w sądzie i musiał być dziś wcześniej.
- Spóźnisz się.- Powiedziała mama wychodząc z kuchni.
- Kochanie, spokojnie.- Zaśmiał się i podszedł do mamy. Na policzku złożył jej całusa, a ta się uśmiechnęła. Mimo choroby stara się być silna. Ta kobieta ma wielką siłę, że od ponad pięciu lat walczy z białaczką.
- Mama ma rację.- Powiedziałam, a tata się odwrócił.
- Kolejna ważna osoba wstała, a Luke jeszcze pewnie śpi. Po kim on to ma?
- Pewnie po Tobie.- Odpowiedziałam.
- Oj ja jestem rannym ptaszkiem.- Powiedział.
- Oczywiście.- Powiedziała mama, a ja się zaśmiałam. Chwilę później na dół zszedł Luke.
 - Słyszałem jak mnie obgadujecie.- Powiedział oburzony.
- Oj synek, synek. Dobra kochani, ja muszę iść. Widzimy się wieczorek.- Powiedział, a następnie wyszedł.
- Dobra mamuś ja też lecę. Umówiłam się dziś z Amber przed szkołą.
- No dobrze, a idziesz na tą imprezę?
- Nie wiem. Nie chce zbytnio, ale Amber nalega. Mówi, że to impreza wszech czasów.- Zaśmiałam się,- Pa.- Dodałam i wyszłam. Przed domem zobaczyłam czarne BMW, które widziałam już kilka razy. Odjeżdża od razu gdy je zauważam. Nie przejmowałam się tym, ale teraz się trochę obawiam. Wiem, że tata może mieć wiele wrogów przez pracę prawnika, ale zapewniał wiele razy, że oni nic nam nie zrobią i ja w to wierzę. Po co tata miał by nas okłamywać? Wsiadłam do swojego samochodu i ruszyłam pod dom przyjaciółki. Dziewczyna czekała na mnie już na podjeździe.
- W końcu jesteś.- Powiedziała wsiadając.- Już dwa razy mój brat proponował mi podwózkę, a obie wiemy, że on później chce coś w zamian.
- Oj przestań. Spóźniłam się może pięć minut.
- Dobra, dobra. To jak idziesz na tą imprezę?- Spytała.
- A jak pójdę to dasz mi spokój?
- No pewnie, że tak.- Zaśmiała się.
- Więc pójdę, ale proszę Cię nie pij dużo.- Powiedziałam.
- Ja? Proszę Cię nie piję dużo od momentu tamtej akcji.
- No mam nadzieję. Bo jak coś to ja się do Ciebie nie przyznaję.
- To ja się do Ciebie przyznawać nie będę jak założysz tą różową sukienkę.
- To prezent od taty.
- Twój tata nie ma gustu.- Powiedziała, a ja odpaliłam silnik. Pojechałam w stronę szkoły.



___________________________________________________
Po długim czasie dodaję rozdział.
Mam nadzieję, że wam się spodobał.
Rozdziały będę starała się dodawać co tydzień ewentualnie co dwa.
Zapraszam do komentowania. Dziękuję i do następnego.

wtorek, 24 lutego 2015

Prolog

* Kilka miesięcy wcześniej*

Dzisiejszy wieczór był dość chłodny, ale jednak nie ma co się dziwić. Taka pogoda zazwyczaj panuję w Londynie. Na ulicach było cicho. Od czasu do czasu przejechało jakieś auto. Jednak na obrzeżach miasta panowała zupełna cisza. Stare baraki mogły wydawać się puste, ale to tylko pozory. Te stare budynki to tylko siedziba jednej z dwóch mafii. Akurat dziś odbywało się spotkanie jednej z nich. Rozmowa o dłużnikach, którzy nie spłacają swoich długów, sprzedawanie nielegalnego towaru, a czasem nawet handel żywymi ludźmi, handel bronią i innymi rzeczami. Jednak dziś ich spotkanie miało zupełnie inny cel. Musieli się pozbyć konkurencji, dlatego planowali porwanie syna szefa drugiej mafii. Pokazać tamtemu, kto rządzi w tym mieście. Nie ma miejsca tu na dwie takie: "działalności". Szef wstał od biurka i wybrał numer do swojej żony.
- Hej kochanie, dziś będę musiał zostać trochę dłużej w pracy.- Powiedział z delikatnym uśmiechem. Jej głos dawał mu otuchy do dalszego działania.
- Znowu? Mieliśmy iść razem z Eli na kolację, chyba nie zapomniałeś o tym, że ma dziś urodziny?- On klepnął się w czoło i wziął głęboki wdech, a następnie powiedział.
- Zapomniałem, ale wynagrodzę jej to jutro, obiecuję.
- Szefie mamy go.- Powiedział mężczyzna o grubym głosie.
- Kochanie muszę kończyć. Pa.- Powiedział rozłączając się, a następnie zwrócił się do tamtego.- Kretynie, ile razy mam wam kurwa mówić, że jak rozmawiam przez telefon mi się nie przeszkadza?!- Uniósł głos.- Dobra dawajcie go.- Dodał po chwili. Dwóch jego ludzi po trzydziestce wprowadziło chłopaka, może o rok lub dwa lata starszego od jego córki. Tamci posadzili go na krześle, a ich szef usiadł na przeciwko.
- Co chcesz mi zrobić?- Zapytał przerażonym tonem, a ten jedynie się uśmiechnął.
- Słuchaj, Twój  kochany ojciec przeszkadza mi, nam w pracy. Chcemy go tylko zastraszyć. Masz jeszcze starszego brata nie prawda?- On jedynie pokiwał głową, a ten kontynuował.- Twój tata musi zrozumieć, że mi się nie wchodzi w grę, a niestety ty musisz ucierpieć.- Dodał wstając.- Chłopaki wiecie co macie robić.- Zwrócił się do swoich ludzi. Jeden z nich wyjął pistolet za paska i wycelował w więźnia. Ten zaczął się kierować do wyjścia, ale usłyszał jeszcze kilka strzałów.
- Postrząsajcie po tym bałaganie.- Powiedział i wyszedł z budynku. Wsiadł do swojego auta, a kilka ulic dalej przesiadł się do białego mercedesa i pojechał do domu. Gdy dojechał do mieszkania wszedł zmęczony do środka, a w salonie czekała na niego żona.
- Dużo miałeś dziś klientów w kancelarii?
- Wiesz kochanie jak to jest być prawnikiem.- Odpowiedział i dał buziaka w policzek.



______________________________________________________
No to mamy prolog. Mam nadzieje, że wam się spodobał i będziecie czekać na pierwszy rozdział! ;D