czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 4

klik

Siedziałam w ciemnym pomieszczeniu już kila dni. Nic z nie ujarzmiałam z tego, co się dzieje. Bałam się, cholernie się bałam. Nie wiedziałam co mi zrobią. Nie wiedziałam, czy przeżyję. Nic nie widziałam. Usłyszałam kroki, które zmierzały w moim kierunku. Skuliłam się bardziej i próbowałam zniknąć w ścianie. Drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich chłopaka z imprezy. Szukał mnie wzrokiem, a gdy mnie tylko dostrzegł podszedł do mnie.
- Wstawaj.- Powiedział groźnym tonem, ale ja nie posłuchałam. Schowałam głowę w kolana i zaczęłam płakać. Temu jednak cierpliwość się do mnie skoczyła i mocno złapał mnie za łokieć. Pociągnął mnie ku górze i wycedził przez zęby.- Nie stawiaj mi się. Mogę być bardzo nie przyjemny.- Zaczęliśmy się kierować na górę. Znaleźliśmy się na górze. Po raz pierwszy zaczęłam się rozglądać po domku. Nie był specjalnie urządzony, ale znajdowały się kilka mebli. Skierowaliśmy się do kuchni, a on posadził mnie na krześle. Do kuchni weszli gruby typ i jego szef. Usiadł na przeciwko mnie, a jego wyraz twarzy był nie przyjemny. Był zły. Co ja mówię. Był wkurwiony.
-  Eli musimy coś zrobić.- Powiedział do mnie.
- C-co takiego?- Za jąkałam się, a on się uśmiechnął.
- Nie podoba mi się, co Twój tata zrobił.- Nic nie mówiąc, on kontynuował.- Twój tato zabił dwóch moich ludzi. Nie podoba mi się to.
- Mój tata na pewno nie zabił by ludzi.- Odpowiedziałam mimo strachu.
- Czyżby? Gruby może powiemy jej prawdę o jej ojcu? Pewnie jest ciekawa pracy swojego tatusia?- Mówił do Grubego, a on na mnie spojrzał i się uśmiechnął.
- Szefie chyba nie jest jeszcze gotowa, na to.
- Masz rację. Jednak ktoś musi zapłacić za to, co się stało z moimi ludźmi.- Spojrzał na mnie i posłał mi uśmiech nienawiści.
- Loczek zajmij się tym.- Powiedział do niego Gruby, a on się spojrzał na niego.
- Pamiętaj Gruby mi się nie rozkazuję.- Powiedział do niego.- A jeśli jeszcze raz wydasz mi rozkaz, to i obiecuję, że skończysz kilka metrów pod ziemią.- Dodał z delikatnym uśmiechem.
- Zachowaj Swoje groźby dla mojego wroga i dla niej.- Powiedział ich szef, który na mnie patrzył. Tamci mierzyli się wzrokiem, a ja przestraszona na to wszystko patrzyłam.
- Dajcie mi spokój.- Powiedziałam przestraszona, a Ci na mnie spojrzeli. Ich szef zmierzył mnie groźnym krokiem i gdy wstał przewrócił krzesło.
- Słuchaj mnie! Twój ojciec nie miał litości! Ja też jej nie mam! Nie wyjdziesz z stąd żywa, a nawet jeśli Ci się uda, to Cię znajdę i zabije osobiście! Uwierz mi, że sprawi mi to wielką przyjemność, gdy spojrzę Ci w oczy i będę widział przerażenie i błaganie o litość! A ja jej nie będę miał!.- Na końcu uderzył ręką o drewniany stół, ja aż podskoczyłam.- Zabierz ją i niech mi więcej nie mówi co mam robić.- Powiedział w miarę spokojnie do Grubego, a następnie zwrócił się do Loczka.- A dla ciebie mam zadanie. Jednak chodź pójdziemy do mojego samochodu.- Dodał wstając. Tamci wyszli i zostałam sama z Grubym. Ten się uśmiechnął i podszedł bliżej mnie.
- Rozgniewałaś Pana Granda.- Powiedział i usiadł na stole.- Musisz za to zapłacić.- Dodał i wstał. Ten mnie podniósł i zaczęliśmy się kierować w stronę piwnicy. Jednak przy drzwiach poczułam straszliwy ból. Uderzył mnie w czymś głowę, a następnie upadła. Pochylił się nade mną i się uśmiechnął.
- Musisz zostać ukarana.- Powiedział i zaczął mnie kopać, gdzie popadnie. Skuliłam się jak mogła, ale to nic nie dawało.  Następnie podniósł mnie, targając mnie za włosy. Otworzył drzwi od piwnicy i mnie wepchnął do niej. Spadłam ze schodów i straciłam przytomność.

~*~

Obudziłam się po pewnym czasie. Wszystko mnie bolało. Próbowałam się podnieś, ale nie mogłam. Ból był niesamowity. Doczołgałam się kąta i tam się położyłam. Nie wiem ile byłam  nie przytomna, ale chyba dość długo. Po policzkach spłynęły mi łzy i prosiłam Boga, aby to się już skończyło. Otwarły się drzwi i głąb piwnicy wszedł Loczek. Podpierając się rękami usiadłam, opierając się o ścianę. Ten kucną i z kamienną miną patrzył na mnie.
- Boisz się?- Zapytał. Ręką wytarł mi krew z policzka i się uśmiechnął. Nic nie odpowiedziałam, a ten kontynuował.- Może jestem bezlitosnym mordercą, ale w tym momencie nie masz się czego bać. Jeszcze Cię nie zabije. Nie teraz, nie jutro. Jeszcze nie wiem kiedy, ale możesz być pewna, że ktoś zginie.
- Kim jest mój tata?- Zapytałam niepewnie, a ten na mnie spojrzał.
- Chcesz wiedzieć?- Odpowiedział pytaniem na pytanie. Pokiwałam, więc głową, że tak.- Twój kochany tatuś nie jest prawnikiem, a mafiozą.
- Kłamiesz.
- Po co miał bym kłamać? Mnie to jebie kim jest Twój tata. Mnie interesują tylko pieniądze. Więc im szybciej to wszystko się skończy, tym lepiej dla mnie.- Powiedział wstając. Patrząc na mnie z góry uśmiechnął mnie.- Gdybym miał jakieś uczucia było mi Ciebie żal.- Dodał i wyszedł. Zostałam sama ze swoimi myślami. Byłam już tym wszystkim zmęczona. Chciałam aby ten koszmar się skończył.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 3

*Klik*

*Oczami Eli*

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Jedynym światłem jakie to były, padało przez dziurkę od klucza. Nie wiedziałam kompletnie gdzie jestem. Pamiętałam jedynie zielone oczy i słowa, które padły z ust chłopaka: "w końcu". Nic z tego nie rozumiałam. Usłyszałam kroki mierzące w moim kierunku. Położyłam się, więc na zimnej podłodze i udawałam nie przytomną. Ten ktoś wszedł do środka i przez to do ciemnego pomieszczenia padło więcej światła.
- Obudziła się?- Usłyszałam męski głos dobiegający z innego pomieszczenia.
- Nie.- Odpowiedział ktoś z ochrypniętym głosem.
- Kiedy ona się do cholery obudzi?!- Krzyknął wchodząc, tam gdzie przebywałam.- Bierz ją na górę i ją obudź. Gówno mnie obchodzi jak Ty to zrobisz.
- Chcesz? To ją bierz, ja nie mam zamiaru ją jeszcze nosić po schodach.- Odpowiedział i zaczął się oddalać. Jednak poczułam, że ktoś bierze mnie i przekłada przez ramie. Brutalnie mnie gdzieś posadził i oblał mnie zimną wodą. Otworzyłam oczy i zobaczyłam dwie postacie. Jeden był gruby jak świnia, a nawet może i gorzej. Drugi to był Justin. Patrzył na mnie wzrokiem mordercy. Przerażona tym wszystkim nie wypowiedziałam ani jednego słowa.
- Szefie obudziłem ją.- Powiedział ten grubszy facet. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna w wieku może mojego taty.
- Witaj Eli.- Powiedział do mnie siadając na przeciwko mnie.
- Skąd znasz moje imię?- Spytałam, a ten pod nosem się zaśmiał.
- Widzisz znam Twojego tatę, ale zbytnio się nie lubimy.
- To dlatego mnie porwałeś?
- Twój tata zrobił coś bardzo złego. Musi za to zapłacić.
- Mój tata coś złego? Na pewno nie. Mój tata jest prawnikiem i wątpię w to, że tata złamał prawo.- Powiedziałam, ale on zaczął się śmiać.
- Opowiedział Ci taką bajeczkę? Powiem inaczej. Twój tata musi zapłacić za czyny, które mi wyrządził.
- O czym Pan mówi?
- Dowiesz się w swoim czasie, a teraz Loczek się Tobą zajmie abyś mi nie uciekła.
- Co takiego? Nie mówiłeś mi, że będę musiał jej jeszcze pilnować. Czy ja na czole mam napisane opiekunka?
- Zajmiesz się nią, albo nici z kasy.- Odpowiedział mu.
- Justin.- Spojrzałam na niego, a ten wzrok skierował na mnie.
- On Ci powiedział, że ma na imię Justin? Dobry jesteś Loczek.- Zaśmiał się i wstał z miejsca.
- Po pierwsze nie mam na imię Justin, kochana. Po drugie masz być grzeczna bo czasem mogę stać się agresywny. Po trzecie nie wołaj o pomoc bo tu nikt Ci nie pomoże.- Powiedział do mnie, a ja nadal nie wiedziałam o co tu chodzi.
- Dobra gruby zawieź mnie do bazy. Czas na małą zabawę.- Powiedział do grubszego faceta i wyszli z pomieszczenia. Zostałam sama z chłopakiem, którego nazywali Loczkiem.
- Puść mnie. Mój tata Ci dobrze zapłaci.- Powiedziałam po cichu.
- Zamknij się, bo Cię zabije.- Odpowiedział wyjmując broń z tyłu paska. Moje oczy nagle się powiększyły. Zrozumiałam jedno. Wcześniej, czy później mnie zabiją i nikt mi nie pomoże.


*Oczami taty Eli*

Usłyszałem dzwonek do drzwi. Poszedłem je otworzyć, a tam stała przyjaciółka córki. Zaskoczyło mnie jednak to, że jej nie ma Eli.
- Gdzie jest Eli?- Zapytałem.
- Nie ma jej w domu? Na imprezie nigdzie jej nie było. Myślałam, że wróciła do domu.
- Jak to jej nie było?!- Uniosłem delikatnie głos.
- Kolega mówił, że wyszła.
- Co?
- No tak. Tam jej nigdzie nie mogłam zaleźć.
- Amber nie ma jej w domu. Nie wróciła. Nawet do nas nie dzwoniła.
- Boże, a jak coś złego się stało?- Nie mogłem nic zrozumieć. Eli zawsze dzwoniła jak by jej się plany zmieniły i na pewno by nas powiadomiła, że nie śpi i swojej przyjaciółki.
- Amber wracaj do domu. Idę na policję.- Powiedziałem biorąc z komody kluczki do auta. Wyszedłem z domu i wsiadłem do samochodu. W połowie drogi zmieniłem auto na inne i pojechałem do bazy.
- Szefie to do Pana.- Powiedział Chudy wręczając mi szarą kopertę. Otworzyłem ją, a w środku był liścik.


" Masz bardzo ładną córkę. Szkoda by było, aby jej się coś stało. Jednak czas zapłacić za co zrobiłeś skurwielu."

Cholera jasna. Eli została porwana!
- Chudy zbierz ludzi. Przeszukaj niebo i ziemie. Macie znaleźć moją córkę. Nie obchodzi mnie jak to zrobicie. Ma wrócić do domu. Cała i zdrowa!- Ten posłusznie zaczął zbierać ludzi. Mi zostało jedynie powiedzieć żonie i synowi, że Eli zaginęła. Do oczu cisnęły się łzy. Moja jedyna córka została porwana. Zabiję tego gnoja bez względu kto to jest!

*Oczami Luck'a*

Usłyszeliśmy z mamą, że ktoś wchodzi do domu. Do salonu wszedł tata. Był jakiś smutny.
- Co się stało, Kris?- Zapytała się mama.
- Porwali nam kochanie córkę.- Odpowiedział.
- Co?- Spytałem z niedowierzania.
- Dlaczego? Dlaczego porwali naszą córkę?!
- Powiadomiłem już policję. Szukają ją. Znajdą Eli za wszelką cenę.- Powiedział z ostrym tonem.- A Ty Luck uważaj na siebie i ty też kochanie.- Dodał przytulając mamę.- Znajdą ją.
- Pójdę do siebie tato.- Powiedziałem kierując się do swojego pokoju. Byłem w nie małym szoku. Ktoś porwał moją siostrę.